Tkliwość jesiennych skrzypiec
Zasypiając w szeleście liściastego drzewa,
nie wiedziałam kim jestem; emisją wieczoru,
zawieszoną na chmurze formą nieistnienia,
łzą, zmysłową percepcją na dachach chutoru,
swobodnie spływającą falą zapomnienia,
pomiędzy złotolistność - tylko się nie porusz,
bo zamażesz w sukience wiosenne wspomnienia,
zmienisz kwitnącą jabłoń, fundamenty domu,
otwarte okiennice - w formy nieistnienia.
Rozpięty na mirażu od nowiu do rogu,
krzyczysz barwą jesienną a ja, we śnie niema,
płonę na wspólnym drzewie gwiazdą złotogłowiu.
Jesteśmy częścią flory - liściasta materia.
Do pełni noc prowadzi - tylko się nie porusz,
aż skruszeją szelestnie formy nieistnienia,
nadzwyczajną harmonię kształtów i kolorów,
by nie wiedząc kim jestem w chwili przebudzenia,
na czułych strunach pędów liściastego drzewa,
zachwycić się raz jeszcze, formą nieistnienia.